lodz_i_okolice:lagiewniki

Działo się w 253 cyklu Luny od założenia ostatniego naszego Caernu, co się wykłada wedle ludzkiej rachuby na rok 1798. My, Biały Słowik, Galliard z Dzieci Gai, Stuk-Za-Drzwiami, Theurg z tychże, i Płaszcz Ojca, Ragabash z Widmowej Rady, uciekając przed niechybną śmiercią z wielkiej pożogi, jaka ogarnęła cały kraj, a w nim i nasz Caern pod górą Crêt-du-Lac, doszliśmy po wielu trudach do tego miejsca, zwanego Ouagevnici (Łagiewniki) w kraju Kuyavsci (kujawskim) i ze strudzenia nie mogąc dalej iść, uratowani byliśmy przez Alphę caernu Thum (Tum) a plemię jego. Prosiliśmy, by zgodził się nas przyjąć, gdyż miejsca swego już nie mamy. W swej nieskończonej dobroci i łaskawości Alpha Borsucza Kita przychylił się do naszej prośby, dając nam to miejsce w Lesie Ouagevnici, przykazując, co następuje: - Byśmy stali jako Straż przednia jego włości i Informacye przekazywali o czynach mieszkańców Klasztoru pobliskiego, z dawnych czasów bowiem Łowcy go zasiedlają, wielką szkodę mu czyniąc; - Byśmy baczyli na wychwalanie dzieł Raphaela Calinovscego (Rafała Kalinowskiego), przez Kościół rzymski świętym ogłoszonego za ich sprawą. Owe dzieła zdają się nie prawdziwe, lecz przez zakon Łowców przysposobione, by Las zająć pod swoje władaniae a Loups-Garou wytrzebić. - Byśmy byli w swoich czynach roztropni, albowiem na terenie wroga jesteśmy, i rozum nad siłą winien w naszych czynach przeważać. Czyniąc zadość tym Wskazaniom, chytrym sposobem Caern nasz nowy ukryliśmy, a za jego opiekuna prosiliśmy Sowę zacną, by przybyła. Onaż próśb naszych wysłuchała i opieką objęła. To, co wyżej napisane, czynimy wiadomym wszystkim Caernom w okolicy, to jest Thum, Lutsmersch (Lućmierz), Ouascovitse (Łaskowice) a Lutomersc (Lutomiersk). Tak i ten Srebrny Zapis rozpoczynamy (…) 1)

Z powyższego tekstu można wnioskować, że caern w Lesie Łagiewnickim założony został w roku 1798 przez wilkołaki z okolic Lyonu, które, uciekając przed Rewolucją Francuską, zawędrowały aż na tereny dawnej ziemi łęczyckiej.
Łódź w tamtym czasie nadal była małym, rolniczym miasteczkiem i musiało minąć jeszcze około 25 lat, zanim powstały pierwsze plany przeistoczenia jej w miasto przemysłowe. Zapis wspomina również o klasztorze i znajdującym się w nim zakonie, w którego szeregach znajdowali się Łowcy. Faktycznie, klasztor istniał tu od XVIII wieku, a postać błogosławionego (nie świętego, jak zapisano) Rafała Chylińskiego odegrała istotną rolę we wzroście rangi Łagiewnik jako miejsca kultu.

Francuskie garou, tworząc swój caern prawie bezpośrednio pod murami klasztoru, musiały wykazać się nie lada pomysłowością, aby pozostać niezauważonymi. Samo miejsce znajdowało się nie w świecie materialnym, lecz było specyficznym „bąblem” na terenie bliskiej Umbry, połączonym z rzeczywistością przy pomocy rozległych korzeni starej sosny oraz przebływającego w pobliżu strumienia. Nie jest jasne, jakich metod użyto do stworzenia tak skomplikowanej konstrukcji - z dużym prawdopodobieństwem nie przetrwały one do czasów obecnych. Wejście do caernu znajdowało się w najmniej spodziewanym miejscu - za ołtarzem jednej z dwóch leśnych kapliczek, starszych od samego klasztoru, a przeniesionych na obecne miejsce (ok. kilometra od klasztoru) w 1681 roku w związku z rozbudową głównego kościoła. Kapliczki przetrwały do dnia dzisiejszego i stanowią lokalną atrakcję turystyczną.

XIX wiek, a wraz z nim raptowny rozwój przemysłowej Łodzi sprawił, że w okolice zaczęły również napływać garou z innych stron Europy i rzadko widzianych tu wcześniej plemion. Wraz z powstającą wtedy grupą bogatych przemysłowców pojawili się przodkowie Chodzących po Szkle, robotnicza biedota przyniosła ze sobą Gnatożujów, z carską administracją osiedliły się zaś wschodnie linie Srebrnych Kłów, niespecjalnie przyjazne swoim współplemieńcom polskiego pochodzenia. Niejednokrotnie dochodziło do krwawych walk, a władza w Łagiewnikach przechodziła z rąk do rąk. Wraz z odebraniem zakonowi franciszkanów zabudowań klasztornych przez władze carskie znikło największe zagrożenie dla garou - Łowcy. Zbiegło się to jednak w czasie z bitwą pod Dobrą, więc zwycięstwo zostało drogo okupione.

Wiek XX był trudnym okresem dla wilkołaków w ogóle, a dla łódzkich garou w szczególności. Życie w sąsiedztwie rozwiniętych, silnie zanieczyszczonych miast, pozbawionych elementarnych urządzeń sanitarnych (Łódź rozpoczęła rozbudowę kanalizacji dopiero w 1925 roku) sprawiała, że ciężko było tu przetrwać istotom tak silnie związanym z naturą. Garou po raz kolejny musiały chwycić się nieszablonowych pomysłów na zabezpieczenie swojej egzystencji - między innymi sprytnie wżeniając się w rodzinę fabrykancką Heinzlów, których prywatną własnością Las Łagiewnicki pozostawał do 1945 roku.
II wojna światowa przyniosła zniszczenie i tragedię również wilkołakom - wraz z wcieleniem okolic Łodzi do III Rzeszy włądzę w łagiewnickim caernie przejęli przedstawiciele Pomiotu Fenrisa, bezlitośnie zabijając wszystkich tych, którzy nie mieścili się w ich normach czystości rasy. Niektórym pozwolono odejść, lecz ich losy nie są znane. Łagiewniki stały się caernem jednego plemienia.

Po zakończeniu działań wojennych zmiennokształtni powrócili do Łodzi nie od razu. Przez pierwsze lata po wojnie w Łagiewnikach prawdopodobnie ukrywały się jeszcze jakieś niedobitki Fenrisów, lecz brak na ten temat pewnych źródeł. Dopiero na początku lat pięćdziesiątych do Łodzi przybył wysłany z terenów Wileńszczyzny filodoks Srebrnych Kłów, występujący we wspomnieniach innych wyłącznie jako Władysław. Jego nazwisko ani wilkołacze imię nie zachowały się. Podjął się on odnowy caernu i opieki nad wszystkimi garou, którzy zechcą zamieszkać na terenie Łodzi.

Przez dziesięciolecia Łagiewniki pozostawały jedynym łódzkim caernem. Nigdy jednak nie odzyskały dawnej świetności - populacja garou liczyła w najlepszym okresie najwyżej kilkanaście osób. Ponadto coraz bardziej zaczęła im dawać się we znaki obecność wampirów oraz fundacji magicznych, które w miastach czuły się jak w domu. Realne oszacowanie własnych sił i możliwych kierunków rozwoju sytuacji skłoniło Władysława do podpisania w 1965 r. Paktu z Kamiennej - układu między łagiewnickimi garou, Księciem Drewnowiczem - seniorem wszystkich łódzkich wampirów, i przedstawicielami obecnych w tamtym czasie w mieście magów.
W pakcie ustalono strefy wpływów każdej ze stron i sfery Elizjum - miejsca wyłączone z wszelkich walk. Dla Władysława oraz wilkołaków z Łagiewnik była to jedyna szansa na normalizację ich sytuacji, jednak pośród szerszej społeczności garou Pakt z Kamiennej został odebrany bardzo źle. Władysława oskarżano o zdradę, brak honoru, sprzeniewierzenie się nakazom Litanii i tym podobne. Zastanawiające jednak jest, że pomimo obficie rzucanych oskarżeń, nikt nie przybył do Łodzi i nie rzucił alfie wyzwania, aby zająć jego miejsce i zaprowadzić własne, bardziej zgodne z honorem garou rządy - choć miałby do tego pełne prawo.

Na początku lat 80. caern łagiewnicki składał się w przeważającej większości ze Srebrnych Kłów i Dzieci Gai, dość nietypowo jak na swoje miejskie położenie. Starzejącego się Władysława coraz wyraźniej wspomagał Mateusz Geyer, Idący w Blasku, miejscowy teurg, który niepojętym zrządzeniem losu łączył światopogląd garou z pełnioną w ludzkim świecie funkcją proboszcza parafii ewangelickiej. Na ten okres przypada również ujawnienie Przepowiedni Szczura, głoszącej narodziny niezwykłego szczenięcia, które sprzeciwi się samej Lunie i będzie miało możliwość pójścia wbrew drodze, wyznaczonej mu przez fazę księżyca podczas narodzin. Mniej optymistyczna część przepowiedni wspominała zaś o tym, że będzie to ostatni garou narodzony na terenie caernu łagiewnickiego przed jego zniszczeniem…

W okolicach 2005 roku Władysław odszedł z tego świata - w dosłownym znaczeniu, gdyż nie umarł, a przeszedł do Umbry, by nigdy z niej nie powrócić. Imię jego następcy nie zachowało się; sprawował on zresztą funkcję alfy bardzo krótko, gdyż po niewiele ponad roku padł ofiarą jednej z watah Pomiotu Fenrisa, która zapragnęła przejąć władzę w mieście, być może szukając miejsca wystarczająco „zdeprawowanego”, by można było je zmienić w jedyny słuszny sposób. Detronizacja watahy uzurpatorów zajęła następny rok i wyczerpała już i tak niezbyt pokaźne siły członków łagiewnickiego caernu.
Choć udało się obrać nowego alfę, który jako pierwszy w XX wieku nie wywodził się ze Srebrnych Kłów, a Dzieci Gai, to bardzo szybko stało się jasne, że nie jest on osobą, mającą cechy przywódcy. Kamil Korolczuk lub Grad-w-Oczy, znany po prostu jako Kamil, wykorzystywał wprawdzie skutecznie swoją pozycję dyrektora Zieleni Miejskiej, by poprawić stan Matki Gai na terenie miasta, lecz nie orientował się w polityce i średnio potrafił sobie dać radę z duchami - rzecz wśród garou wyjątkowo rzadka. Za jego czasów caern w Łagiewnikach podupadł, a więzi między członkami poszczególnych watah rozluźniły się bardzo mocno. Patrząc na społeczność garou Łodzi w tym okresie można było odnieść wrażenie, że nie jest to hierarchiczne wilcze stado, a prawie demokracja, łączona jedynie szacunkiem dla osoby Mateusza.

26 maja 2018 roku caern w Łagiewnikach został całkowicie zniszczony na skutek pożaru, który wybuchł na nielegalnym składowisku odpadów chemicznych w Zgierzu, na terenach dawnych Zakładów Barwników Chemicznych „Boruta”. Tereny zakładów znajdowały się zaledwie kilka kilometrów w linii prostej od Lasu Łagiewnickiego. I choć na planie fizycznym las nie ucierpiał, tak w Umbrze wybuch pożaru spowodował przyciągnięcie w jego pobliże uwolnienie niewiarygodnej masy Żmijowych zmór skażenia i zepsucia, które błyskawicznie rzuciły się na najbliższe widoczne źródło mocy, jakim był caern.
W walce ze zmorami poległy prawie wszystkie łódzkie garou. Do niedawna sądzono, że jedyną ocalałą była Miedziana Łza - lecz bardzo niedawno okazało się, że przeżyło jeszcze trzech. Kamil, krytycznie ranny, został wyciągnięty z pola bitwy przez Czarne Słońca i wyniesiony w bezpieczne miejsce. W późniejszym czasie okazało się, że Kamil zachowanie życia przypłacił ciężką chorobą psychiczną, która uniemożliwiała mu funkcjonowanie zarówno w społeczeństwie garou, jak i ludzi. Pod opieką Czarnych Słońc przebywał później w mieście Trbovlje w Słowenii, w całkowitej izolacji.
Ostatnim ocalałym był Fly, Niemiec ze Stuttgartu, który osiedlił się w Łodzi razem ze swoją trzyosobową watahą Chodzących po Szkle na kilka lat przed zniszczeniem Łagiewnik. Nie jest jasne, jak udało mu się wydostać z zagłady, lecz starcie z siłami Żmija przypłacił ciężkimi obrażeniami całego ciała i amputacją obu nóg. Obecnie mieszka w Wiedniu, w jednym z caernów miejscowych Dzieci Gai. On jako jedyny przedstawił swoją wersję wydarzeń z pola bitwy, diametralnie różniącą się od świadectwa Hetmana, która stawia pod znakiem zapytania rolę w przebiegu wydarzeń, którą sam przedstawiał jako usankcjonowanie swojej władzy nad ziemią łódzką.

Obecnie Umbra w całym Lesie Łagiewnickim jest jałową pustynią, pokrytą warstwą popiołów. Duchy Gai, Żmija i Tkaczki po równo omijają tę okolicę. Choć miejsce po caernie nadal fizycznie istnieje, nie pozostało w nim nic.


1)
Pierwsze linijki Srebrnego Zapisu z Łagiewnik
  • lodz_i_okolice/lagiewniki.txt
  • ostatnio zmienione: 2025/12/12 20:27
  • przez u-fly